Kilka dni temu wyciągnąłem ze skrzynki mojego starego miejsca zamieszkania list dotyczący wymiany licznika gazowego. Była w nim wskazana data 26.09.2016r. w godzinach 14:00 - 20:00. Jako, że tam nie mieszkam obecnie, to postanowiłem zadzwonić do gazowni pod wskazany numer i poprosić o namiary na montera, jaki będzie wykonywał wymianę. Telefon wykonałem w piątek i otrzymałem informację, że dopiero w poniedziałek 26 września po godzinie 13:00 będą przydzielone zadania i wtedy mam dzwonić celem ustalenia numeru do konkretnego montera. Faktycznie zadzwoniłem dzisiaj i otrzymałem numer do montera. Wykonałem do niego telefon, ale gość nie był zbyt miły i nie był w stanie określić kiedy będzie na mojej lokalizacji. Umówiłem się z nim, że będzie dzwonił godzinę przed. Wyszedłem wcześniej z firmy i pojechałem jeszcze po smycz (napiszę o niej w następnym wpisie), po czym udałem się na miejsce. Czekałem i czekałem, nie muszę dodawać, że czekanie w pustym mieszkaniu jest dość nudne, dlatego zacząłem "wisieć" w oknie. Przed godziną 17 wysłałem SMS do gościa gdzie jest i o której będzie. Zadzwonił do mnie o 16:57 i powiedział, że będzie za 40 minut. Pomyślałem, że koniec jest już bliski...
Minęła 18 i 18:30, 18:40, 18:50 i jaśniepan się zjawił. Oczywiście okazało się, że kręcił się po mojej ulicy i montował liczniki, ale nie raczył przyjść do mnie w pierwszej kolejności, wiedząc, że tu nie mieszkam i specjalnie czekam na niego. Nie miałem nawet ochoty z nim dyskutować i go opierdzielać. Wymienił licznik w jakieś 10 minut. Pojechałem do domu.
Wniosek: w żaden sposób nie szanują czasu klienta, u nich 40 minut = 2 godziny. Naprawdę żenada. Zamiast siedzieć z dziećmi w domu, kwitłem w pustym mieszkaniu, w oknie i marnowałem czas, powodując ból łokci i wgniecenia na parapecie. Dobrze, że znalazłem kawałek poduszki, która uratowała mi łokcie.
Bardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń